napisz recenzję filmu kamienie na szaniec
Czytaj dalej: Kamienie na szaniec - napisz recenzję książki Aleksandra Kamińskiego. Ostatnia aktualizacja: 2023-02-04 15:57:40. Opracowanie stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują poezja.org. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą
Alek, Alek.. 2014-03-09 00:08:58. kruCHaa ocenił (a) ten film na: 5. Po wyjściu z kina miałam wrażenie, że to historia nie trzech członków Szarych Szeregów, a jedynie. dwóch - Rudego i Zośki. Sposób, w jaki pominięto Alka, znacznie zszargał moje dobre myśli, które. miałam zasiadając przed ekranem.
Zobacz 1 odpowiedź na pytanie: Recenzja filmu kamienie na szaniec 2014 . Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1892)
Komentarze. Recenzja książki "Kamienie na szaniec". Ostatnio przeczytałam opowieść - dokument "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego. Autor nadał taki tytuł książce na prośbę Zośki, ponieważ została napisana na podstawie jego pamiętnika. Utwór ten to dokument, ponieważ nie ma w nim fikcji literackiej, są rzeczywiste
"Kamienie na szaniec" opowiadają o losach prawdziwych ludzi, więc twórcy tym bardziej mieli obowiązek by nie infantylizować tych postaci i pokazać je właśnie takimi jakimi oni byli. "Miasto 44" nie powstało na podstawie żadnej książki, to autorska wizja PW, jednak mamy w niej zawarte istotne wydarzenia, choć czasami są one w tle.
nonton film dilan 1992 full movie indoxxi. Autorka: Małgorzata Steciak Robert Gliński, autor dokumentu o polskich homoseksualistach " nie poszedł w ślady Elżbiety Janickiej z PAN, która zasugerowała, że "Zośkę" i "Rudego" mogło łączyć romantyczne uczucie. Mimo to jego interpretacja "Kamieni na szaniec" wywołała poruszenie, zwłaszcza wśród prawicowych publicystów. Reżysera oskarżono o przeinaczenie faktów, film został skrytykowany przez środowiska harcerskie, nawet wnuk pisarza zarzucił twórcom, że ich obraz rażąco odbiega od literackiego pierwowzoru. Gliński podejmuje zaś ciekawą polemikę z tekstem Aleksandra Kamińskiego, wzbogacając powieść o pacyfistyczne przesłanie i nieco modyfikując jej zakończenie. Kamiński opisał swoich bohaterów jako "ludzi, którzy potrafią pięknie umierać i pięknie żyć"; Gliński tymczasem kwestionuje sens bohaterstwa, stara się pokazać, że nie ma nic pięknego w umieraniu na wojnie. Śmierć "Rudego" (bardzo dobry Tomasz Ziętek) poprzedzona jest kilkudniowymi torturami, ukazywanymi przez reżysera w serii zbliżeń katowanego ciała chłopaka. Zrozpaczony "Zośka" (Marcel Sabat) w obliczu klęski rozważa samobójstwo, a młodzi chłopcy, którzy jeszcze kilka scen wcześniej z łobuzerskim uśmiechem na ustach ściągali niemieckie flagi i wybijali szyby, giną od zabłąkanej kuli lub z powodu wadliwej broni. Gliński przekonująco wygrywa sprzeczności targające bohaterami. Młodzi ludzie, zawieszeni między dzieciństwem a dorosłością, starają się prowadzić zwyczajne życie – nawiązują przyjaźnie, wodzą okupanta za nos, poznają smak pierwszej miłości w świecie naznaczonym piętnem przemocy i wszechobecnej śmierci. O ile pierwsze sceny "Kamieni na szaniec" to klasyka kina patriotycznego o dzieciakach "bawiących się w wojnę", im bliżej finału, tym więcej znaków zapytania. Euforia, jaka towarzyszy chłopcom podczas przygotowań do (świetnie zainscenizowanej przez Glińskiego) akcji pod Arsenałem, szybko ustępuje rozczarowaniu i przerażeniu niewyszkolonych przecież harcerzy, korzystających z zacinającej się broni, umierających od przypadkowych strzałów. Autor "Cześć, Tereska" spogląda na członków legendarnych Szarych Szeregów z podziwem, ale nie wystawia "Zośce" i "Rudemu" pomników. Odwaga idzie w parze ze strachem, determinacja z młodzieńczą lekkomyślnością. Wielkie idee i patriotyzm przez wielkie "P" zyskują dzięki temu emocjonalny, ludzki wymiar. Istnieje cień szansy, że współcześni nastolatkowie odnajdą w kreacjach Sabata, Ziętka czy partnerujących im Magdaleny Koleśnik i Sandry Staniszewskiej własne odbicie. Szkolna lektura, przez niektórych dawno już zapomniana i kurząca się na półce, pod batutą Glińskiego zamienia się w poruszającą opowieść o złamanych przez wojnę życiorysach. To jak na polskie warunki świetne kino, choć niepozbawione sztampowych tropów dramatu patriotycznego.
Zaczyna się od wideoklipu – piękni hipsterzy, z niegasnącymi łobuzerskimi uśmiechami ściągają niemieckie flagi, malują powstańcze kotwice i przywiązują pijanych Niemców do drzewa. Po fajrancie domówka, tańce na gestapowskiej swastyce, maślane oczy dziewcząt. Zabawa w wojnę. Nie przeszkadza mi ani ten popkulturowy obraz okupacji, ani stylizacja chłopaków z Szarych Szeregów. Jesteśmy zanurzeni w popkulturze – dlaczego polscy harcerze nie mają być seksi? I bawić się w wojnę, bo nagle, 1 września 1939 porządek tej części świata wywrócił się do góry nogami, a oni poczuli się dorośli i niezależni. I przez tę chwilę mogą sobie pozwolić na brawurę i bohaterstwo pisane wielka literą. Trochę za dużo w tej pierwszej części patetycznych zdań o byciu Polakiem, trochę za mało zniszczone ubrania chłopaków (patynowanie kostiumów to w Polsce wciąż niedoceniany zwyczaj), brakuje kilku "zwyczajnych" momentów – dlatego trudno potem uwierzyć w miłość Rudego (Tomasz Ziętek) i Moni (Magdalena Koleśnik), uwiera kilka klisz – jak łopatologicznie pokazany konflikt pokoleń. Ale potem Rudy otwiera oko, w którym przegląda się SS-man. I teledysk się kończy. Zaczyna się intymna wręcz rozgrywka między harcerzem, który ze ślicznego chłopca w stylu Jamesa Deana zamienia się w zmasakrowany strzęp człowieka, a niemieckimi specjalistami od wyciągania zeznań. Całą recenzję czytaj w portalu
Film "Kamienie na szaniec" budzi niesmak nie dlatego, że odbrązawia legendę Rudego, Zośki i Szarych Szeregów. Jest to film po prostu źle wyreżyserowany i źle zagrany. Pokazując bohaterów jak lekkomyślnych smarkaczy, twórcy filmu robią weteranom Szarych Szeregów krzywdę. A przecież legenda ukazana w książce Aleksandra Kamińskiego powinna doczekać się zjawiskowej ekranizacji. Kamienie na szaniec - recenzja Polscy reżyserzy filmy historyczne robią chętnie, bo przychodzą na nie tłumami szkolne wycieczki, a z PISF-u łatwo wyciągnąć publiczne pieniądze. Niestety jakość produkcji schodzi na dalszy plan. Dokładnie tak jest z „Kamieniami na szaniec” reżysera Roberta Glińskiego. Jego dzieło "Kamienie na szaniec" przedstawia prawdziwe wydarzenia opisane w książce Aleksandra Kamińskiego. To piękna i bohaterska historia młodych chłopaków, żyjących w okupowanej przez Niemców Warszawie. W tym wypadku trzeba rozdzielić wzruszającą historię od po prostu źle wyreżyserowanego i źle zagranego filmu. Największym zarzutem jaki jeszcze przed premierą stawiano filmowi "Kamienie na szaniec" jest ukazanie pomnikowych w masowej świadomości żołnierzy z Szarych Szeregów jako autentycznych, czujących ludzi. W filmie chłopcy przyjaźnią się, kochają z dziewczynami, kłócą z rodzicami i są pełni wątpliwości, czy walczyć. Czy właśnie to ma budzić taki niesmak i być takim szokiem? Jest rok 2014 i kino już dawno uporało się np. w „Szeregowcu Ryanie” lub „Full Metal Jacket” ze zmitologizowanymi postaciami nieustraszonych żołnierzy. Dlatego odbrązowienie Zośki, Rudego i Alka może wydawać się czymś przełomowym i kontrowersyjnym jedynie dla kogoś, kto do tej pory oglądał tylko „Czas Honoru”. Odbrązowienie postaci z Szarych Szeregów jest zresztą dobrym pomysłem i miało być kluczem do całego filmu. Ale film "Kamienie na szaniec" zamiast w naturalny sposób pokazać ich ludzkie oblicze, wkłada na postacie sztuczne maski patosu. Wygląda to tak jakby reżyser starał się na siłę przekonać widza jak ludzcy są bohaterowie, ale robi to tak nachalnie, że efekt jest odwrotny. Aktorzy, którzy w założeniu mieli wcielić się w inteligentną, dowcipną młodzież, odgrywają swoje role w sposób tak wzniosły i wypowiadają swoje kwestie z taką pompatycznością, że widz podczas seansu "Kamieni na szaniec" robi się czerwony z zażenowania. (Zresztą starsi aktorzy wcale nie są lepsi). Może jednak aktorzy nie wypadaliby tak źle, gdyby dialogi, które mają wypowiadać nie były skonstruowane na zasadzie jednostronnych deklamacji. Wiele scen w filmie "Kamienie na szaniec" to jakby krótkie scenki rodzajowe, gdzie reżyser starał się zarysować dylematy moralne bohaterów: relacje z rodzicami, z kobietami, kolegami. Najgorsze wrażenie robią sceny rozmowy ojca Rudego z synem na Pawiaku: „Jestem z ciebie dumny synu” lub próba popełnienia samobójstwa przez Zośkę, kiedy jego dziewczyna mówi do niego: „Najpierw strzel do mnie”. Praktycznie z każdej ze scen można zresztą wyciągnąć dość pospolity morał, ale wielość wątków w "Kamieniach na szaniec" sprawia, że są one zbyt rozstrzelone, powielają schematy i sprawiają, że to co oglądamy na ekranie jest zwyczajnie płytkie. Kolejnym problemem "Kamieni na szaniec" jest ukazanie wojny. Okupacji widać niewiele. Po pierwsze mało jest samej Warszawy: miasta, oprócz dobrze zrobionej i dynamicznej akcji pod Arsenałem nagrywanej w Lublinie, prawie nie widać (nie chodzi o ukazanie przedwojennej Warszawy jak w "Pianiście", ale przynajmniej kilku szerszych kadrów ulic). Większość scen "Kamieni na szaniec" dzieje się w budynkach lub zamkniętych kadrach pokazujących jedną witrynę sklepową lub kawałek ulicy. W związku z tym, że akcja dzieje się w bezpiecznych wnętrzach, stolica nie wydaje się być terroryzowana nazistowskimi oddziałami. Groza wojny pokazana jest tylko podczas rozstrzelania warszawiaków oraz podczas bestialskich tortur Janka Bytnara. W innych momentach wydaje się, że naziści tylko czekają na polskich chłopaków, żeby ci ich zbili, zabrali broń lub okradli z ubrań. Zagrożenie w "Kamieniach na szaniec" lekceważą też chłopcy z Szarych Szeregów. Chodzą z bronią po ulicach, a Zośka w porywie emocji szarżuje samochodem pod bramę siedziby gestapo na ul. Szucha. Za takie wybryki się wtedy po prostu ginęło. Sam reżyser przyznaje, że to tylko wymyślona fabuła, ale pokazując bohaterów jak lekkomyślnych smarkaczy, robi weteranom Szarych Szeregów krzywdę. Zresztą chyba nie bez powodu swoje poparcie dla filmu wycofał po przeczytaniu scenariusza, właściciel praw do „Kamieni na szaniec” dr Wojciech Feleszko, wnuk Aleksandra Kamińskiego. Tylko, że ani kiepska jakość "Kamieni na szaniec", ani położenie akcentu na akcji, a nie na prawdzie nie mają takiego znaczenia. Wycieczki szkolne i tak kupią w kasie bilety. Chcesz mieć najlepsze artykuły w jednym miejscu? Polub Newsweeka na Facebooku! Jesteśmy też na Twitterze! Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
Wprawdzie polscy filmowcy dopiero uczą się tworzenia dobrego kina gatunkowego, ale „Kamienie na szaniec” to drugi, obok „Miasta 44”, zeszłoroczny przykład na to, że uczą się szybko. Robert Gliński, luźno adaptując powieść Aleksandra Kamińskiego, stworzył kawałek solidnego kina wojennego. Nie potraktował tematu ulgowo, tak jak wojna nie potraktowała ulgowo nastoletnich harcerzy z Szarych Szeregów. Reżyser nie szarżuje przy tym trikami, jak to zrobił Komasa. Ale, operując oszczędnymi środkami, z pomocą świetnej obsady i bezbłędnej kamery Pawła Edelmana, osiąga zamierzony cel. Przemoc jest dosadna, intymne uniesienia bohaterów – autentyczne, a całość zdaje się być naznaczona szorstkim pesymizmem. To zdecydowanie więcej, niż można by się spodziewać po filmie adresowanym do szkolnej młodzieży. Wygląda na to, że Łukasz Targosz także nie spodziewał się takiego podejścia do tematu. Kompozytor wspominał w wywiadach, że kiedy zaproponowano mu pracę przy ścieżce dźwiękowej do „Kamieni na szaniec”, od razu zabrzmiała mu w głowie bardzo klasyczna partytura, wypełniona epickimi frazami na orkiestrę symfoniczną, z polotem odgrywającą kolejne heroiczne tematy. Jego wyobrażenie zostało zweryfikowane przy pierwszym seansie, kiedy okazało się, że materiał wymaga zupełnie odmiennego podejścia do pracy. Szczęśliwie trafiło na kompozytora elastycznego i potrafiącego z powodzeniem wykorzystać swój warsztat. Muzyka podąża za reżyserskim tropem oszczędności środków. Dominują w niej ambientowe, elektronicznie brzmienia, wsparte jedynie gdzieniegdzie orkiestrą i solowymi partiami na gitarę elektryczną, fortepian czy akordeon. Daleko stąd do jakiejkolwiek brzmieniowej rewolucji – w pryzmacie obecnych trendów jest to muzyka czysto pragmatyczna, można nawet powiedzieć, że zachowawcza. Mogłoby to być odczytane jako spory zarzut, gdyby nie fakt, że kompozycja Targosza bezbłędnie wpasowuje się w film Glińskiego. W początkowej jego części, dynamiczne brzmienie gitary elektrycznej jest muzycznym odpowiednikiem naiwnej podniety cechującej bohaterów, dla których wojna to na razie tylko rozpylanie gazu w kinie, zrywanie nazistowskich flag i rozrzucanie patriotycznych ulotek po chodnikach – wszystko czynią z zawadiackim uśmiechem na ustach. Dokładnie to znajdujemy w drugim na krążku „’Banditen’ na Starówce”, gdzie rytmiczne, akordeonowe tango łączy się z westernowym, gitarowym brzmieniem w stylu Morricone. Kiedy akordeon powraca na chwilę w późniejszym „Aleja Szucha 25”, brzmi on już jedynie jak niewyraźne wspomnienie tego, co utracone. Podobnie jest z fortepianem i smyczkami, czyli „Miętą i Rumiankiem”. To właśnie w tym lirycznym utworze jedyny raz brzmią one lekko i frywolnie. Później będą już tylko pomrukami pamięci, przywołanymi przez ulotne dźwięki harfy w jednym z końcowych utworów – „Zośka”. Im dalej w historię i, co za tym idzie, w album – tym gęściej i bardziej ponuro. Pulsujące nuty analogów, przeciągłe marudzenie smyczków, sporadyczne uderzenia w klawisze fortepianu – wszystko to (przywodząc mi nieco na myśl zabiegi Thomasa Newmana) znakomicie buduje napięcie w scenach akcji, tworzy atmosferę beznadziei rosnącej wokół bohaterów, ale także przywołuje stojące za nimi motywacje i wspomnienia, dbając o stałość emocjonalnego zaangażowania widza. W filmie największa próba nerwów rozgrywa się przy dźwiękach „Akcji pod Arsenałem”, na płycie natomiast najlepiej prezentuje się to w „U Pana Pakauera”. Największym dramatem są sceny tortur Rudego przy, wspomnianej już, „Alei Szucha 25”. Ponury sentyment przywołuje natomiast tytułowy motyw na fortepian, słyszany także w „Oszukują mnie”, „Spokojnie Tadziu” i „Czas zemsty”. Zaznacza on też swoją obecność w większości utworów, ale w krótszej wariacji ( „Spokojnie jak na wojnie”, „’Auftsehen jungen Mann!’”). Chociaż muzyka spełnia przypisane jej zadania wyśmienicie, to czysto służebna rola wobec obrazu odbija się czkawką przy autonomicznej styczności z albumem. Dominuje tutaj bowiem underscore, który bez kontekstu nie jest w stanie utrzymać zainteresowania słuchacza. Poza zwracającym uwagę zintegrowaniem niemieckich okrzyków z muzyką w „Granatem Rzuć w ’Totalle Krieg’”, czy wybijającym się ciekawą rytmizacją przy pomocy fortepianu i instrumentów perkusyjnych „U Pana Pakauera”, spora część albumu (między utworami 5 a 11) zlewa się w jedno i po prostu nuży. To, co działa na ekranie, poza nim niestety nie ma życia. Być może kompozytor był tego świadomy i dlatego dodał przed każdy z utworów filmowy dialog – żeby przywołać konkretne sceny i tym wprowadzić odbiorcę w adekwatny do danej chwili nastrój? A może ma to po prostu na celu dociągnięcie długości krążka do jakiegoś godziwego minimum godziny lekcyjnej? Odpowiedź nie jest najważniejsza, bo oba pytania eksponują największą bolączkę tej ilustracji – znakomicie sprawdzająca się w filmie, nie potrafi równie intensywnie zaangażować bez jego wsparcia. Innym pytaniem jest – czy musi, skoro przecież powstała do filmu? Można odpowiedzieć kolejnym pytaniem: Jeśli nie musi, to po co ją wydawać ją na płycie? Przerywając łańcuch pytań, dopiszę tylko, że tak, jak nieco bardziej cenię produkcję Glińskiego od Komasy, tak i muzyka Targosza trafia do mnie mocniej, niż ta Komasy-Łazarkiewicza, ze względu na widoczną w niej konsekwencję założeń. I za to właśnie widoczna tu trójka jest z niewidocznym plusem. Żeby nie było, że przegapiłem wielki napis na okładce płyty: „ZAWIERA NOWY UWÓR DAWIDA PODSIADŁO, "4:30"”. Zawiera, to fakt. Piosenka przyzwoita, nie trzeba przewijać ;)
Kamienie na szaniec? ? To tytuł filmu wyreżyserowanego przez Jana Łomnickiego, na motywach powieści Aleksandra Kamińskiego. Całość produkcji zakończono w 1977r. w studiu ?Iluzjon?. Film opowiada o losach trzech chłopców i ich przyjaciół zmagającymi się z przeciwnościami II wojny światowej. W rolę ?Zośki?- Tadeusza Zawadzkiego dał się już poznać Mirosław Chodarowski. Odtwórcą roli ?Rudego?- Jana Bytnara był Cezary Morawski. Zawsze uśmiechniętego ?Alka?- Aleksandra Dawidowskiego grała osoba świetnie czująca swoją rolę Ryszard Gajewski. Doskonałą muzykę wzmagającą napięcie w filmie skomponował Piotr Helter, a jej wykonawcą była Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach pod dyrekcją Antoniego Dudy. Perfekcyjna charakteryzacja i odpowiednio dobrane kostiumy były możliwe tylko dzięki pracy Heleny Dobrowolskiej. Scenariusz do filmu napisał Jan Stefan Stawiński. ?Kamienie na szaniec? to historyczny film oparty na zdarzeniach rzeczywistych. Jego napięta akcja opowiada o losach trzech chłopców walczących w Szarych Szeregach przeciwko niemieckim żołnierzom. Całe wydarzanie rozgrywa się na terenie Warszawy i jej okolicach, w latach 1939-1943r. podczas okupacji Stolicy. Reżyserowi udało się odzwierciedlić cały klimat II wojny światowej, oraz losów Alka, Rudego i Zośki. Film ten dostarcza niezapomnianych wrażeń i wzruszeń, także wzbudza zachwyt i podziw pod względem ciekawej scenografii oraz charakteryzacji. Muzyka tego filmu pozwala przenieść nas w ulice Warszawy podczas okupacji. Mocnym punktem tego widowiska była oryginalna gra aktorów. Wszystkie te cechy sprawiają, że film jest naprawdę godny polecenia. Radeeeeek Newbie Odpowiedzi: 5 0 people got help
napisz recenzję filmu kamienie na szaniec