napisz pracę na temat wesele czyli dwa w jednym

Czujnik hallotronowy położenia wału korbowego. Jednym z istotniejszych zadań czujnika hallotronowego jest określenie prędkości obrotowej i położenia wału korbowego. W samochodach nowszej generacji montowany jest w pobliżu koła zamachowego. W czasie obrotu wału w czujniku pojawia się napięcie wywołane zmianą pola magnetycznego. Witajcie, powoli zbliża się czas zamawiania i wręczania zaproszeń. Postanowiłam zatem w jednym miejscu zamieścić kilka podpowiedzi, które ułatwią Wam odnalezienie się w gąszczu spraw z tym związanych. Przyszedł zatem czas, by dokładnie zastanowić się jak chcecie przedstawić swoje wesele – wszak zaproszenia to wizytówka Napisz rozprawkę na temat: Uzasadnij że „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego można nazwać dramatem społecznym. twoja praca powinna liczyć przynajmniej 250 słów. 5 pkt za rozwiązanie + 3 pkt za najlepsze rozwiązanie - 3.1.2022 (11:35) Mimo, że jest nieśmiała bardzo angażuje się w dobroczynność. Za każdym razem, gdy organizowane są akcje charytatywne nie szczędzi pieniędzy. Woli bowiem oddać swoje oszczędności w słusznej sprawie. Gdy ktoś z klasy zachoruje jest w stanie pierwsza zanieść mu lekcje mimo, że mieszka za miastem. "Wesele": streszczenie i najważniejsze wiadomości na temat lektury "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego jest jedną z najważniejszych pozycji w kanonie literatury polskiej. Okoliczności jego powstania są związane z autentycznym weselem, które miało miejsce w 1900 roku, a w którym uczestniczył autor dramatu. nonton film dilan 1992 full movie indoxxi. zapytał(a) o 16:38 Napisz prace na wybrany temat !? Napisz prace na wybrany temat! wolny chcialbym/chcialbym odpoczywac DAJE NAJJ... To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź addy odpowiedział(a) o 16:41: ja wybrałam "Mój wolny czas"tam gdzie jest Oliwia i tam wiek to sobie pozmieniaj na swoje dane. Cześć! Jestem Oliwia. Mam 10 lat. Mieszkam w małej miejscowości niedaleko Płocka. Mam 5-cio letniego brata, Kacpra, z nim spędzam zazwyczaj mój wolny czas. Podczas weekendu mam dużo czasu, za to w dni, kiedy chodzę do szkoły mam trochę mniej, ponieważ do południa mam lekcje, a później prace domowe. Dopiero po odrobieniu lekcji mam trochę czasu dla siebie, bądź dla brata. Spędzam czas z rodzicami dość często, a całą rodziną jesteśmy w weekendy i czasami w dni w wolnym czasie bardzo często jeżdżę na rowerze, uważam, że to dobra zabawa i świetne rozluźnienie. Kiedy nie ma wiatru to gram w badmintona lub siatkówkę. Często pomagam mamie przy pracach w ogródku lub tacie przy drobnych naprawach. Bawię się z bratem w piasku, robię pikniki, bawię się z psami lub bawimy się razem w wymyślone zabawy. W deszczowe dni czytam książki, gram w gry komputerowe, oglądam telewizję, rysuję, czytam czasopisma i różne gazety, a czasami z bratem rozkładamy koce udajemy, że opalamy się na plaży, a obok nas jest również robię to, co wiosną, ale oprócz tego robię jeszcze kilka innych rzeczy, np.: pływam w stawie, jeziorze lub basenie. W wakacje wyjeżdżam w góry, nad morze, albo do rodziny. Opalam się razem z mamą na super miękkich leżakach, chłodzę się pod spryskiwaczem, który podlewa trawnik, bo to świetne ochłodzenie. W letnie niedziele bardzo często wyjeżdżam z wizytą do babci. U babci, która mieszka na wsi jest całkiem fajnie, ale u tej, która mieszka w mieście też. Moje babcie są bardzo milusie, dlatego lubię spędzać z nimi czas. Jeżdżę na wieś także na żniwa. Jesienią już mniej jeżdżę na rowerze, nie gram w badbingtona ani w siatkówkę, ponieważ robi się coraz chłodniej i coraz mocniej wieje, ale za to uwielbiam bawić się w stertach liści. To jest super zabawa i dobry pomysł na spędzenie wolnego czasu. Podczas wszystkich pór roku przychodzi do nas kolega o imieniu Kordian. Mieszka w sąsiedztwie z babcią i rodzicami. Chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej. On nie ma rodzeństwa, a więc swój wolny czas spędza z nami. Gramy z nim w piłkę nożną, rzucamy bumerangiem, bawimy się w domku na drzewie, turlamy się po trawie, wspinamy się na drzewa i bawimy się w filmowych bohaterów. Jesienią zbieramy orzechy włoskie i je rozłupujemy. Uwielbiam je, a więc przy ich obróbce także spędzam mój czas wolny. Brat i rodzice też mi pomagają. Zabezpieczamy z tatą sprzęty, które nie będą nam potrzebne zimą, np.: kosiarkę, wykaszarkę, hamak. Pomagam mamie zbierać warzywa i owoce. Zajmuję się też pomocą przy robieniu przetworów. Najczęściej robimy ogórki kiszone, ale oprócz nich robimy: sok z aroni, pikle, korniszony, marynowany szczaw, lepimy śnieżne potwory i zwykłe bałwany. Budujemy lodowe fortece, z których odbywają się zmasowane śnieżkowe ataki na przeciwnika. Orły bądź aniołki, ( jak kto woli) wychodzą nam wprost doskonale. Za domem mamy usypaną górkę ziemi i kiedy napada na nią śnieg jest idealna do zjeżdżania na sankach. Wtedy bierzemy sanki i pędzimy. Czasami jest tak, że tata urządza nam kulig za samochodem. Zazwyczaj jeździmy naokoło podwórka, ale czasami wyjeżdżamy na drogę. Moim marzeniem jest, aby kiedyś w wolnym czasie wyjechać z rodziną w góry, a najlepiej w Tatry. Zima to piękna pora roku, ale dlatego, że dzień jest krótszy mniej czasu wolnego można spędzić na dworze. Kiedy są wichury to siedzę przed telewizorem lub pomagam mamie i tacie. Mój wolny czas poświęcam również nauce lub pomagam bratu. Kacper bardzo stara się jak najlepiej wykonywać prace, a z mojej strony wymaga niewiele pomocy. Czas mija mi też na graniu w gry planszowe i strategiczne. Lubię układać puzzle. Moim największym rekordem było ułożenie 500 puzzli. Uwielbiam grać w grę „OMNIBUS 3000” polecaną przez Oxford. Mama uważa, że można się z niej wiele dowiedzieć i ja też. Co prawda nie lubię poświęcać czasu na czytanie, ale gdy książka jest ciekawa potrafię zapomnieć o całym świecie. Najbardziej lubię książki „Spotkanie nad morzem ”, „ Sekrety ”, „O psie, który jeździł koleją ”, „ Baśnie z gór ”. Bardzo lubię też oglądać filmy. Na płytach DVD mam nagrane ich bardzo dużo min.: „Epoka Lodowcowa 2: Odwilż ”, „Zorro”. Myślę, że mój czas spędzam bardzo miło i przyjemnie oraz w dobrym towarzystwie. Nie wierze, że ktoś inny mógłby spędzać swój wolny czas lepiej niż ja. Uważam też, że mój sposób na odpoczynek wychodzi mi na zdrowie i chciałabym, aby ludzie, którzy godzinami przesiadują przed ekranem komputera zamienili godzinę ślęczenia przed monitorem na godzinę lektury. Gwarantuje, że wyjdzie im to na zdrowie. Mam nadzieję, że to dobra rada. Uważasz, że ktoś się myli? lub W przeciwieństwie do większości panien młodych, nie chwaliłam się zbytnio przygotowaniami do ślubu 😉 Nie było tickerka odmierzającego czas, nie było zdjęć przygotowań do Wielkiego Dnia, a na żadnych mediach społecznościowych nie zająknęłam się ani słowem na temat zbliżającego się ślubu. Dlatego gdy wrzuciłam na Instagrama zdjęcie ślubne z podpisem “Najszczęśliwszy dzień naszym życiu <3” wywołał on nie tylko lawinę komentarzy z gratulacjami (ponad 600 komentarzy pod jednym zdjęciem!), ale i niemałe poruszenie, sporo zaskoczenia i zdziwienia, że… tak szybko 😉 ILE CZASU TRWAŁO NASZE NARZECZEŃSTWO? Przede wszystkim to nie wydaje mi się, że było to aż tak bardzo szybko, ponieważ od momentu zaręczyn minęło pół roku – jak pewnie pamiętacie, Brian oświadczył mi się w Wigilię. Kiedyś był to całkowicie normalny czas pomiędzy wręczeniem pierścionka a ślubem (moi rodzice np. zaręczyli się w maju, a ślub wzięli w sierpniu). Dopiero w dzisiejszych czasach długie narzeczeństwo stało się popularne – pary od momentu zaręczyn czekają ze ślubem półtora roku czy dwa lata albo i nawet dłużej. Nie neguję tego, bo każdy ma przecież prawo do zaplanowania tego dnia po swojemu – ale osobiście nie wyobrażam sobie planować mojej własnej ceremonii przed dwa lata – prędzej osiwiałabym ze stresu 😉 SZYBKI ZWROT AKCJI Los sprawił jednak, że na zaplanowanie własnego ślubu nie miałam nawet pół roku. W właśnie sześć miesięcy wydaje mi się idealnym czasem na dopięcie wszystkich szczegółów Wielkiego Dnia na ostatni guzik. Jak zapewne pamiętacie w momencie oświadczyn byliśmy w Polsce. Ja cały czas (po odmowie wizy), a Brian pół na pół (cały czas pracował dla swojej amerykańskiej firmy). Nie mieliśmy wtedy bladego pojęcia, gdzie będziemy rezydować za kilka miesięcy. Wszystkie koncepcje ślubne które rodziły się w naszych głowach – były więc czysto mogliśmy przedsięwziąć bowiem praktycznie żadnych kroków w kierunku organizacji dnia ślubu. Choć miejsce i czas naszej ceremonii były wtedy jeszcze tajemnicą nawet dla nas samych – postanowiłam (z dużym wsparciem mojej mamy) zaopatrzyć się wtedy w sukienkę ślubną. Wobec tak niepewnych ślubnych wizji, chciałam by chociaż jedno było pewnikiem – w co się ubiorę gdy nadejdzie TEN DZIEŃ 😉 Wszystko zmieniło, a wydarzenia nabrały szybszego tempa, gdy na początku marca otrzymałam wizę. Nieco zdziwieni jak szybko udało mi się dostać na rozmowę do ambasady, oboje mocno zestresowani, ale też odpowiednio przygotowani (o teczce papierów, który wzięliśmy ze sobą do ambasady opowiem Wam innym razem) stawiliśmy się karnie 2 marca o 8 rano w ambasadzie amerykańskiej w Warszawie. Po trzech godzinach maksymalnego stresu pani konsul.. pogratulowała nam zaręczyn i życzyła pięknego ślubu. Szok, euforia, niedowierzanie i łzy szczęścia – to towarzyszyło nam przez kilka godzin po otrzymaniu wizy. Rozentuzjazmowani dzwoniliśmy do rodziny i przyjaciół, piliśmy szampana i cieszyliśmy się jak dzieci, że już koniec z tęsknotą, z życiem na dwa mieszkania i pożegnaniami na lotnisku. Na myślenie o ślubie nie było zbyt wiele czasu. Szybko zabukowaliśmy też mój bilet do USA na 22 marca – tak bym miała te dwa tygodnie na ogarnięcie polskich spraw i jak najszybciej poleciała za ocean. ZOSTAŁO CI… 90 DNI! Dopiero po dwóch czy trzech dniach dotarła do mnie powaga sytuacji – że skoro wyjeżdżam do Stanów na wizie narzeczeńskiej to zawarcie związku małżeńskiego mam dokładnie 90 dni od daty przekroczenia granicy USA. Skoro bilet był już kupiony na 22 marca, to stało się jasne, że magiczne TAK musimy powiedzieć sobie przed 19 czerwca – inaczej stanę się nielegalną imigrantką, a tego od początku nie brałam pod uwagę 😉 Wiadomo, że troszeczkę mnie stresował ten sztywny limit czasowy – ale doszłam do wniosku, że skoro Fogg z opowieści Verne’a w osiemdziesiąt dni odbył podróż dookoła świata, to mnie 90 dni nie starczy na zaplanowanie jednej imprezy? 😉 Nasze plany zresztą już nie raz wzięły w łeb, więc i dzień ślubu musiał odbyć się z odrobiną spontaniczności! JAK UDAŁO NAM SIĘ OGARNĄĆ ORGANIZACJĘ ŚLUBU? Od początku mieliśmy świadomość, że musimy skorzystać z pomocy innych przy planowaniu tego przedsięwzięcia. Fizycznie nie bylibyśmy w stanie ogarnąć tego wszystkiego sami. Zwłaszcza z uwagi na fakt, że ślub i wesele miały odbyć się nie na miejscu, w Atlancie – a w dużo piękniejszej scenerii 🙂 Wiedzieliśmy, że musimy zaufać opinii innych i szybko podejmować decyzje. I tak miejsce naszego ślubu i wesela zostało zaklepane, gdy oboje byliśmy jeszcze w Polsce. Miejsce i hotel polecone zostały nam polecone przez niezastąpioną macochę Briana (ja w Destin nie byłam nigdy wcześniej, Brian ostatni raz w czasach studenckich) i błyskawicznie zaakceptowane przez nas na podstawie zdjęć w internecie 😉 Mieliśmy wielkie szczęście, bo udało nam się zaklepać ostatnią wolną sobotę w czerwcu! A hotel i jego malownicze położenie okazały się dla nas najpiękniejszym miejscem na świecie, by powiedzieć sobie magiczne TAK. Zdecydowaliśmy się także na pomoc menedżerki ślubnej, dzięki której sam proces przygotowań okazał się bezproblemowy i naprawdę przyjemny. Menedżerka służyła radą i była dostępna dla nas praktycznie cały czas, jednak wszystkie ważne decyzje dotyczące dekoracji, przebiegu ceremonii, menu i muzyki podjęliśmy sami. Ponieważ mieszkamy około 5h drogi od miejsca naszej imprezy większość rzeczy załatwialiśmy telefonicznie i mailowo. Najważniejsze zaś elementy omówiliśmy podczas JEDNEGO pobytu w Destin półtora miesiąca przed ślubem. ODROBINA STRESU CZY ZE WSZYSTKIM ZDĄŻYMY… Oczywiście, mimo wielkiej pomocy ze strony wszystkich, gdzieś tam po drodze pojawiły się wątpliwości czy ze wszystkim zdążymy. Czy wesele, poprzez brak dogrania szczegółów nie okaże się wielką klapą? Było trochę stresu chociażby przy zamawianiu personalizowanych drobiazgów, niepewność czy wszystko dotrze na czas. Były też moje genialne pomysły całkowicie na ostatnią chwilę czyli tydzień przed ślubem 😉 Jednak pomimo krótkiego czasu poświęconego na przygotowania mieliśmy najpiękniejszy ślub na świecie (przynajmniej w naszym skromnym mniemaniu:D)! Było nawet lepiej niż moglibyśmy sobie wymarzyć i zarówno my jak i nasi goście bawiliśmy się świetnie. Nie zmieniłabym ani jednego szczegółu z naszego ślubu i wesela (mogło by być więcej kochanych gości z Polski<3 ale to nadrobimy za rok!). Absolutnie nie żałuję, że nie mieliśmy nieograniczonego czasu na przygotowania. Udało nam się dograć wszystko w dość krótkim czasie i przeżyć najlepszy dzień w życiu w gronie najbliższych. Czego chcieć więcej? 🙂 A co “dopięcia spraw na ostatni guzik” najlepszym komentarzem będzie chyba tekst narzeczonej jednego z przyjaciół: “Wiesz co, wszystko jest tak dograne w najmniejszych detalach, że gdybym nie wiedziała o Waszym limicie czasowym, to pomyślałabym, że planowaliście to wszystko co najmniej rok!” :)))))))))))))))) * A Wam ile zajęło zaplanowane i zorganizowanie ślubu i wesela? Było perfekcyjne w każdym calu czy troszkę spontaniczne jak nasze? 🙂 Gdybyście mieli możliwość ponownego zaplanowania tego dnia, to zmienilibyście dużo czy raczej przeżylibyście ten dzień dokładnie tak samo? Czekam na Wasze komentarze 🙂 Wypalenie zawodowe dotyka coraz większej ilości osób. Czym jest wypalenie zawodowe i jak go rozpoznać, tłumaczy nasza ekspertka, psychoterapeutka K. Lea Jarmołowicz-Turczynowicz z Ośrodka CENTRUM. Wydawać by się mogło, że w obecnych czasach „trudnego” rynku, pracownicy nie ulegają zjawisku wypalenia zawodowego. Ale chyba bardziej trafnym byłoby powiedzieć, że boją się „wypalić”. Pandemia wpłynęła na to, że pracujemy intensywniej i więcej i walczymy o swoje miejsce pracy, starając się przy tym kształcić, realizować marzenia i konkurować z innymi. Niestety problem wypalenia zawodowego może dotyczyć każdego i na każdym stanowisku, a trwająca już prawie dwa lata pandemia nie pomaga. Wyjątkowo narażeni są na nią zawody bezpośrednio związane z pełnieniem funkcji stresogennych (stanowiska zarządzające, kierownicze, managerskie) oraz te wymagające intensywnych kontaktów z innymi ludźmi. Co to jest wypalenie zawodowe? Wypalenie zawodowe charakteryzuje się psychofizycznym i emocjonalnym wyczerpaniem, depersonalizacją, poczuciem braku samorealizacji czy satysfakcji z wykonywanej pracy. Jest jedną z wielu możliwych reakcji naszego organizmu na chroniczny stres związany z pełnieniem obowiązków zawodowych. Tym bardziej jeżeli praca związana jest z ciągłym kontaktem z ludźmi i zaangażowaniem emocjonalnym w ich problemy. Ta intensywność jest jak ogień, który nas wypala. Im więcej się angażujemy, tym większe zgliszcza zostają. "Wypalenie" zawodowe to obrazowe nazwanie tego stanu oddające dosłownie to, jak czuje się człowiek, który jego doświadczył. Te zgliszcza zostają po początkowym dużym i płomiennym zaangażowaniu się, a potem przychodzi bardzo wyraźny braki energii, wyczerpanie, następnie przychodzi coraz więcej obojętności, aż do kompletnego braku siły do jakiegokolwiek działania. Ten stan jest konsekwencją długotrwałego silnego stresu i zbyt wysokich kosztów, jakie z tego powodu ponosimy. Wypalenie zawodowe powstaje w konsekwencji wystąpienia określonych czynników leżących zarówno po stronie zaangażowanego w pracę człowieka, jak i po stronie organizacji generującej presję czasową, a niekiedy, choć bywa tak zdecydowanie rzadziej, wymagającej od człowieka pracy powodującej znużenie, zniechęcenie. Teraz w okresie pandemii wyjątkowo, nawet Ci, którzy nie uważają się za wypalonych zawodowo, dostrzegają u siebie symptomy mogące prowadzić z czasem do wypalenia. Ewa ma 34 lata. Od zawsze marzyła pomagać ludziom, czym zaraziła się od ojca lekarza. Jednak nie chciała iść na medycynę i wybrała farmację. Twierdzi, że po mamie ma smykałkę do biznesu. Już na studiach ciągnęła dwie specjalizacje. Od razu po nich dostała się na staż w dużym koncernie farmaceutycznym. Nagrodą było stanowisko juniora. Po kolejnych 5 latach awansów objęła stanowisko dyrektora sprzedaży. Podwyżka pozwoliła jej wziąć kredyt na dom. Z narzeczonym zaplanowali wesele na minione wakacje i zaraz po nim miała trochę zwolnić i pomyśleć o dziecku. Pandemia mocno pokrzyżowała jej plany. Dynamiczna sytuacja w firmie po wybuchu pandemii nie tylko nie pozwoliła jej zwolnić, ale i oczekiwano od niej pracy na najwyższych obrotach. To naturalnie, że sytuacja kryzysowa tego wymaga tylko, że Ewa na takich obrotach działała przez ostatnie 10 lat i jej baterie już się niestety dawno wyczerpały. Zamiast z okazji ślubu, Ewa trafiła na zwolnienie lekarskie z powodu silnych stanów lękowo-depresyjnych. Do lekarza zawiózł ją partner, po tym jak drugi tydzień nie była w stanie wstać z łóżka. Położyła się w nim w poniedziałek w ubraniu, zaraz po spotkaniu online z zarządem firmy, na której podsumowywano kwartał. Miała trudności z rozmową, głównie spała przy zasłoniętych zasłonach. Nocami zdarzało się jej płakać. Po tym, jak w czasie odwiedzin rodziców, ojciec powiedział do niej "żeby się ogarnęła i przestała robić cyrk", już więcej nie zaprasza go do swojego domu. Ewa spędziła w szpitalu 3 m-ce. Od kilku miesięcy uczęszcza regularnie na psychoterapię i bierze leki. Pracuje nad tym, by poczucia wartości nie czerpać z doceniania przez przełożonych, kolejnych awansów, czy opinii ojca, a być szczęśliwą ze sobą. Uczy się, gdzie są jej granice psychiczne i fizyczne, szacunku do siebie oraz samoregulacji emocjonalnej. Z pewnością szukanie balansu pomiędzy życiem poza pracą, będzie dla niej wyzwaniem na całe życie, ale już wie, że nie może nigdy doprowadzić się do stanu w jakim była. W ubiegłym roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała wypalenie zawodowe za jednostkę chorobową, na którą od 2022 r. będzie można pójść na zwolnienie. Pandemia pokazała, że wiele firm pracowało w trybie zarządzania kryzysowego, angażując pracowników nie tylko w większym wymiarze godzin, ale również w wymiarze emocjonalnym. Pracodawcy także muszą zrozumieć, że osoby wypalone, nie są w stanie efektywnie pracować ani angażować się w wykonywane zadania, więc doprowadzanie do takiej sytuacji długoterminowo, na niewiele się zda. Dużo firm zaczęło proponować pracę z domu. Jako antidotum proponują pracę zdalną albo hybrydową. Ale to niestety problemu nie rozwiązuje, a czasem może go nawet pogłębiać u niektórych osób. Szczególnie teraz warto zwracać uwagę na bagatelizowane często sygnały wypalenia zawodowego tkj. zmęczenie, drażliwość, utratę energii oraz zniechęcenie. Towarzyszy temu często dystansowanie się w kontaktach z innym ludźmi. Adam ma 39 lat. Kończąc studia obiecał sobie, że 40-ste urodziny będzie obchodził w pięknym domu, z żoną, dwójką dzieci i psem. I pewnie by tak było, gdyby nie to, że miesiąc temu żona wyprowadziła się z dziećmi do rodziców, bo ma dość ciągłego spędzania samotnych wieczorów i weekendów. Zarzuca mu także, że nawet gdy Adam jest w domu, to zwykle siedzi przed tv "z piwem" albo z telefonem albo zasypia na kanapie z laptopem. Od urodzenia się drugiego dziecka już nawet nie sypiają razem - syn ma 11 lat. Adam jest vice dyrektorem w jednej z dużych polskich firm. Wiele lat pracował nad tym, by znaleźć się w tym miejscu. Wszystko jak twierdzi robił dla rodziny, by jego dzieciom było łatwiej niż jemu. By one nie musiały tak harować, jak on musiał. Po tym bowiem, jak jego ojciec alkoholik zmarł na zawał, Adam pomagał swojej matce w utrzymaniu jego i trójki młodszego rodzeństwa. Ojciec przez lata był nieobecny emocjonalnie, zapijając wieczory z kolegami w pracy. Adam jest równie nieobecny, przez 24h zajmując się pracą. Zwracanie mu uwagi kończyło się awanturą, bo przecież wszystko to robi "dla rodziny" i dlaczego ona tego nie docenia. Kiedy spod pracy zabrała go karetka, żona powiedziała dość. Od prawie roku Adam jest na zwolnieniu lekarskim. W pracy indywidualnej trenuje zdrowe funkcjonowanie, aby w życiu było trochę jak w instruktażu w samolocie: dbanie o to by on najpierw założył sobie "maskę z tlenem", zanim da "maskę z tlenem" dziecku. Na terapii par próbują z żoną odbudować małżeństwo. Często pracodawcy koncentrują swoje wysiłki na budowaniu zaangażowania i identyfikacji z firmą pracownika. Złotem płacą za pracownika, który zawsze odbierze telefon. Takiego, który zrobi dla firmy wszystko i nierzadko kosztem własnego czasu, a nawet zdrowia. Tylko, że taki pracownik po kilku latach pracy po prostu się wypala. Najczęściej to właśnie te osoby najbardziej zaangażowane padają ofiarą wypalenia. Co więcej poziom wypalenia jest wyższy u osób, które stresują się sytuacją, w której wymagania przekraczają możliwości poradzenia sobie, a w stresie koncentrują się na własnych emocjach, podczas których przeżywają złość czy poczucie winy. Łatwiej "palą się" osoby ostrożne i bojące się niepowodzeń. Takie które mają poczucie kontroli zewnętrznej, czyli postrzegają jako odpowiedzialne okoliczności, warunki i innych jako przyczynę zdarzeń i sytuacji, a nie swoje działania. Kluczowe jest więc zapobieganie wypaleniu, a nie jedynie reagowanie post factum. Według np. Christiny Maslach wypalenie zawodowe przebiega w trzech etapach. Etap 1: pod wpływem stresującej pracy narasta wyczerpanie emocjonalne: zmęczenie, zniechęcenie, wyjałowienie emocjonalne, mniejsze zainteresowanie sprawami zawodowymi, pesymizm, stałe napięcie, zmiennością nastrojów, drażliwość, problemy somatyczne (spadek energii, ból głowy, bezsenność, problemy gastryczne, zachorowalność ). Etap 2: aby chronić się przed opisanymi powyżej skutkami osoba włącza mechanizm obronny prowadzący do depersonalizacji, czyli zaczyna się psychicznie dystansować od osób, z którymi pracuje oraz od ich problemów. Relacje stają się powierzchowne, sformalizowane, cyniczne, czasami pełne złości, obwiniania i przenoszenia odpowiedzialności na zewnątrz. Depersonalizacja to uprzedmiotowienie, zobojętnienie na innych ludzi. To forma podświadoma ochrony siebie poprzez unikanie nadmiernego angażowania się. Etap 3: utrata wiary w siebie, we własne umiejętności, poczucie własnej skuteczności w działaniu, co prowadzi do niezadowolenia z własnych osiągnięć i stanów depresyjnych. Pracownik wątpiąc we własne kompetencje, zaczyna stopniowo tracić zdolności rozwiązywania bieżących problemów, nie radząc sobie jednocześnie z napięciem. Ma poczucie niezrozumienia u innych, staje się bardziej konfliktowy w relacjach, zaczyna być nieprzyjemna werbalnie albo dąży do izolacji. Także podczas częstych nieobecności. Dochodzi do trwałych zmian cech osobowości oraz pogorszenia całej jakości życia osoby. Poszczególne fazy mogą mieć inną kolejność, mogą występować jednocześnie lub może nastąpić ominięcie niektórych faz i ich przemieszczenie się do innego etapu wypalenia. Marzena ma 42 lata. Przez ostatnie 10 lat była wzorowym pracownikiem księgowości jednej z korporacji. Zawsze pierwsza w pracy i zawsze wychodzi ostatnia. Przecież nie wyjdzie z pracy jeżeli wszystko nie zostanie skończone. Zamknięcie miesiąca to istny horror dla niej. Wolałaby wtedy nawet nie wychodzić z pracy, bo i tak nie może spać z nerwów, że popełniła jakiś błąd. Awans na początku poprzedniego roku był dla niej ogromnym wyróżnieniem, ale tak naprawdę to wcale go nie chciała, tylko nie chciała odmówić, bo zawsze musi być najlepsza. Faktycznie to przeraża ją ta odpowiedzialność i sprawdzanie pracy innych ludzi. Wolała wcześniejsze stanowisko gdzie odpowiadała tylko za swoje rzeczy i wszystko było idealnie i na czas. Już miesiąc po awansie rozchorowała się na anginę, potem zapalenie ucha i gardła. W pracy zaczęto zwracać uwagę, że bywa niemiła. Koledzy zrzucają to na awans - "sodówka uderzyła do głowy". Trzy miesiące temu dostała pierwszego ataku paniki w pracy. Nie mogła wyjść z toalety. Przyznaje, że od kilku miesięcy coraz częściej nie może wyjść z domu bez sprawdzenia czy wyłączyła gaz i światło. Potrafi wracać po kilka razy i robić zdjęcia dla pewności. Zdiagnozowana nerwica lękowa w tle wypalenia zawodowego to początek pracy terapeutycznej oraz możliwe przyjmowanie leków. Jak uchronić się od wypalenia? Uznaje się, że wypalenie zawodowe to długofalowy proces, który w początkowych fazach może zostać niezauważony lub mylnie zdiagnozowany. Powrót do pełnej efektywności u pracownika w zaawansowanym stadium wypalenia jest bardzo trudny, a często niemożliwy. Sygnałami ostrzegawczymi dla przełożonego powinny być: spadek efektywności i jakości wykonywanej pracy, brak pomysłów, zaangażowania i chęci do działania, wybuchy złości, niecierpliwość i cynizm, skargi ze strony klientów i współpracowników, częste spóźnienia, niewywiązywanie się z zadań w terminie, złe zarządzanie czasem, częstsze niż do tej pory wykorzystywanie zwolnień lekarskich. Jeżeli my sami to u siebie zauważamy, to warto się zatrzymać i zadbać o siebie. Ale nie dokładając kolejne zadanie, a zadbanie o czas wolny i abyśmy to siebie stawiali na pierwszym miejscu, a nie pracę. Niektórzy z nas mają oczywiście skłonność do poświęcania się, udowadniania sobie i innym, że dadzą radę niezależnie od poziomu wymagań. W takim pędzie łatwo zapomnieć o sobie. Także o stawianiu sobie granic i odmawianiu innym. Nie warto działać kosztem swojego zdrowia i tracić kontrolę. Jeżeli tak jest - warto rozważyć psychoterapię. Dzięki kontaktowi ze specjalistą, mamy szansę zadbać o adekwatny balans i przerwać to błędne koło. Jeśli zauważyłeś u siebie objawy z drugiego lub/i trzeciego poziomu wypalenia - nie czekaj i skorzystaj z pomocy specjalisty zanim będzie za późno. Zawalcz o siebie tak jak walczysz o swój wynik w pracy. Pisząc artykuł także uśmiecham się do siebie i wiem, że koniec roku to także czas na własne podsumowania tego, co "wypalało" a nie "budowało". Życzę Wam, aby czas Świąt był momentem zatrzymania i odpoczynku, a koniec roku - czasem planowania niezbędnego do szczęścia balansu w 2022r. Powodzenia i Wam i sobie w tym życzę :) Zapraszamy na live z K. Leą Jarmołowicz-Turczynowicz z Ośrodka CENTRUM na temat wypalenia zawodowego już w najbliższą środę, 8 grudnia o godzinie 20:00. reklama Wybór zespołu na wesele to nie lada wyzwanie. W dzisiejszych czasach szeroki wybór pośród zespołów weselnych nie ułatwia Narzeczonym łatwego wyboru. Najlepiej przy wyborze kierować się opinią znajomych oraz opiniami w Internecie. Gdy dokona się wyboru, należy zastanowić się, czego oczekujemy od zespołu na weselu. Poszukiwania zespołu weselnego Poszukiwania zespołu weselnego najlepiej zacząć wśród znajomych. A może przyszła Para Młoda była na jakimś weselu, na którym spodobała im się orkiestra weselna? Jeśli dwa pierwsze punkty nie wypaliły warto zespołu szukać w Internecie. Należy jednak pamiętać, iż przejrzenie strony internetowej danego zespołu oraz przesłuchanie ich nagrań z występów może okazać się niestety niewystarczające. Najlepszym sposobem na znalezienie odpowiedniego i najlepszego zespołu jest oczywiście bezpośredni kontakt z muzykami (profesjonalnie podchodzący zespół jest w stanie zaprosić swoich przyszłych klientów na występ na żywo). W taki sposób można przekonać się, jak prowadzone są zabawy, jaki repertuar odpowiada muzyką, jak reagują goście na orkiestrę. Kolejnym bardzo istotnym posunięciem jest zebranie opinii na temat danej orkiestry weselnej ( aktualnie jest to posunięcie bezproblemowe – w wielu dziedzinach, nie tylko przedmiotów można spotkać się z ocenianiem klientów). W czasie bezpośredniego kontaktu warto zwrócić uwagę na kulturę członków zespołu, ich wokal oraz w jaki sposób nawiązali kontakt z przyszłą Parą Młodą. Pytania do zespołu weselnego w pigułce Goście weselni twierdzą zgodnie, iż kluczem do udanego wesela jest rewelacyjna orkiestra weselna. Im mniej gości siedzi przy stołach, tym lepiej, gdyż oznaczać to może tylko jedno, że zabawa jest przednia. A co w momencie, gdy goście świetnie się bawią a zespół weselny przestaje grać o 2 w nocy? W poniższym artykule znaleźć można kilka cennych wskazówek i rad, co ustalić w czasie rozmowy z zespołem, aby do takiej sytuacji nie doszło. Cena usługi, termin wesela oraz godziny grania zespołu na weselu Jeśli Narzeczeni znajdą zespół weselny, który ich zaciekawi, najlepiej skontaktować się z nimi (proponujemy kontakt e-mailowy, gdyż zawsze wtedy jest potwierdzenie danego terminu) i zapytać o interesujący termin. Jest to jedno z najistotniejszych pytań. Jeśli orkiestra nie posiada wolnego terminu w dniu planowanego ślubu i wesela, należy wznowić poszukiwania idealnego zespołu. W sytuacji, gdy muzycy posiadają wolny termin należy spytać o proponowaną przez nich cenę. Radzimy, by czasami ponegocjować cenę – kto nie ryzykuje ten nie ma. Po ustaleniu kwestii związanych z terminem i ceną należy je zapisać w umowie (cena usługi, kwota zaliczki, do kiedy zaliczka, kiedy reszta płatności). Dokładnie należy również ustalić kwestię godzin grania zespołu – najlepiej dokładnie zanotować, do której godziny zespół gra. Niektóre zespoły podają, konkretne godziny, inne, że 12 godzin od godziny rozpoczęcia wesela (czyli, jeśli wesele zaczyna się o godzinie 16, to oni grają do godziny 4 nad razem). Warto dogadać się z muzykami (i również zapisać to w umowie)czy po upływie określonego czasu możemy ich prosić o dalsze granie (oczywiście jeśli goście weselni będą mieli jeszcze siłę na dalsze tańce i hulance). Jeśli zespół wyrazi aprobatę na taki układ, należy uzgodnić stawkę za kolejne godziny grania. Trzeba również zadać pytanie, o dodatkowe koszty np. związane z dojazdem czy noclegiem – kto ponosi finansową odpowiedzialność za te opłaty. Warto zauważyć, iż dodatkowy koszt w postaci opłaty za zespół na sali weselnej ponoszą Młodzi. Należy o tym pamiętać, jest to często praktykowane. Jeśli któraś Para nie zgadza się z tą sytuacją, powinno się przegadać ten temat z zespołem. Inną ważną kwestią do umówienia jest czas, w którym orkiestra ma zacząć grać. W zależności od tego, czy zespół ma grać wyłącznie na sali weselnej, czy już pod domem Panny Młodej. Jeśli Młodzi życzą sobie przygrywania przed domem Młodych, warto taką uwagę zapisać w umowie. Warto na koniec wspomnieć, że rewelacyjne zespoły są szybko rozchwytywane (głównie w sezonie ślubnym tj. od maja do września), dlatego też, mogą mieć swój grafik zapełniony nawet dwa, trzy lata do przodu. Coraz częściej zespoły na swojej stronie używają kalendarzy, w których są zaznaczone zarezerwowane i wolne terminy. Spotkanie z zespołem weselnym w celu ustalenia wszelkich szczegółów W celu ustalenia wszystkich szczegółów najlepiej umówić się z zespołem weselnym na spotkanie. Na owym spotkaniu dopytajmy o wszystkie istotne dla nas kwestie. Patrząc na swoje wieloletnie doświadczenie w branży weselnej, radzę o zapisanie każdych, nawet najbardziej banalnych ustaleń w umowie. Warto spytać o możliwość przećwiczenia pierwszego tańca z zespołem. Bardzo często wybrany utwór na pierwszy taniec w wersji oryginalnej różni się od tego, wykonywanego na żywo przez zespół. Oprócz poinformowania muzyków o utworze na pierwszy taniec, należy poinformować ich również o wybrany utworze dla rodziców. Podzielmy się z orkiestrą swoją wizją wejścia do lokalu, oczepin, czy podziękowań dla rodziców – ustalmy z nimi jedną, ostateczną wersję. Repertuar, przerwy w graniu przez zespół na weselu Preferowany przez zespół weselny repertuar powinien być dla przyszłym Nowożeńców istotną kwestią. Zanim podejmiemy rozmowy z muzykami, warto zapoznać się ze stylem oraz repery arem zespołu. Dzięki temu można sprawdzić, w jakich gatunkach muzycznych orkiestra weselna czuje się dobrze. To bardzo ważne, zważywszy, jeśli chcemy by repertuar weselny był dopasowany do naszych i naszych gości gustów. Warto omówić z zespołem kwestie repertuaru oraz nakierować muzyków na rodzaj muzyki, jaki chcemy żeby był grany podczas imprezy. Warto także upewnić się, czy istnieje możliwość zamawiana piosenek ( już w trakcie wesela) przez gości weselnych. Ustalmy również, czy muzycy nie będą źli, jeśli do takich sytuacji dojdzie oraz czy nie będą żądali od gości weselnych dodatkowych opłat za ich dedykacje – według wielu opinii, usługa ta powinna być bezpłatna i taki zapis powinien znaleźć się w umowie. Można mieć prawie stu procentową pewność, iż w czasie wesela ktoś z gości wpadnie na pomysł, aby dedykować komuś jakiś utwór lub usłyszeć jakiś konkretny kawałek. Niewątpliwie należy również poruszyć z orkiestrą temat przerw w graniu. Chociaż sprawa wydawałaby się bardzo błaha, to często potrafi zdenerwować Parę Młoda i gości na weselu. Uściślając, chodzi o to, jak często i na jak długi czas muzycy będą robić sobie przerwę w graniu podczas wesela. Całkowicie normalne jest, że muzycy muszą zjeść, odpocząć, skorzystać z toalety, ale liczy się ilość takich przerw. Jeśli zespół ma dużą tendencję do zagrania 4-5 piosenek i zaśpiewaniu „A teraz idziemy na jednego…”, to trudno będzie o dobrą zabawę naszych gości. Dobra orkiestra uzależnia tą kwestię od sytuacji na parkiecie. Jeśli goście świetnie się bawią, to szkoda przerywać tą zabawę, jeśli natomiast widać tendencję malejącą, należy dać im odpocząć. Jeśli posiadamy sprawdzony zespół, radzi się by im zaufać, jeśli natomiast zespół nie jest nam dobrze znany, wiele osób proponuje, aby w umowie określić ten kontrowersyjny temat, jakim są przerwy podczas grania. Warto pomyśleć, czy w czasie przerw w graniu będzie puszczana inna muzyka – ustalić powinno się to z orkiestrą, oraz zapytać o kwestię uiszczenia opłaty dla ZAIKSU. Na każdym weselu potrzebna jest osoba, która pełni rolę konferansjera. Jest to osoba, która prowadzi wesele, zapowiada kolejne jego etapy i je prowadzi np. pierwszy taniec, oczepiny etc. Najczęściej w rolę konferansjera wchodzi jeden z członków zespołu weselnego. Koniecznie trzeba dopytać, czy w wybranym przez nas zespole, jeden z członków poprowadzi całą imprezę. Jeśli tak, należy ustalić z nim zakres pracy oraz przedstawić szczegółowy przebieg wesela. Na sam koniec kolejna oczywista „oczywistość”, mianowicie poruszenie tematu grania zespołu na żywo oraz spożywania przez nich alkoholu podczas wesela, jak i stroju członków zespołu podczas imprezy. Zabawy weselne i oczepiny prowadzone przez zespół muzyczny Zespół weselny zwykle posiada swoje „stałe” zabawy weselne. Jeśli Młoda Para nie życzy sobie żadnych zabaw weselnych, powinna o tym poinformować orkiestrę w trakcie ustalania szczegółów (może to pomóc w negocjacjach podczas zniżki). Pary, które chcą mieć zabawy na swoim weselu, muszą dokładnie omówić je z członkami zespołu. Ustalić należy z orkiestrą gry, atrakcje i zabawy, które mają pojawić się podczas wesela. Niektóre z zabaw są trochę żenujące, dlatego też nie zawsze można opierać się na gustach członków orkiestry. Oczepiny są bardzo ważnym i symbolicznym momentem na weselu. Mimo, iż opiera się on na tradycji, w niektórych regionach może przebiegać w innej formie. Para Młoda powinna zaprezentować swoje preferencje, co do tej chwili. Niektóre Pary często rezygnują z oczepin, dlatego też pozycja ta jest naprawdę istotna do omówienia. Umowa z zespołem na wesele Każda przyszła Para Młoda powinna nie zapomnieć o spisaniu umowy! Oczywiście, omówienie wszystkich powyższych poruszonych kwestii gwarantuje Parze, że wesele będzie takie, jakie sobie wymarzli, nie można jednak zapomnieć o formalnościach. Wszystkie, nawet najbardziej błahe ustalenia powinny znaleźć się na umowie – daje to poczucie bezpieczeństwa Narzeczonym, jak i w razie ewentualnych nieścisłości pozwala na negocjowanie ceny usługi. Zaliczka jest prawie zawsze wymagana przez zespół, natomiast nigdy, przenigdy nie wolno płacić zespołowi przed wykonaniem usługi. Ustalenie i omówienie tych wszystkich wspomnianych tematów pozwoli na Młodej Parze na stworzenie idealnego ślubu oraz zabezpieczenie się przed ewentualną wpadką w dniu ślubu i wesela. Identyczny, choć minimalnie zmodyfikowany zestaw kwestii do omówienia można również wykorzystać w przypadku chęci zatrudniania DJ-a na wesele. Lista pytań dodatkowych do zespołu muzycznego Poniżej przedstawiamy listę pytań, którą można zadać zespołowi weselnemu, w celu bardzo szczegółowego uzgodnienia ważnych dla przyszłych Nowożeńców kwestii. Lista jest przykładowa, można ja modyfikować, a na jej podstawie stworzyć sobie obraz orkiestry. Ile trwają bloki muzyczne i jak długimi pauzami są one oddzielone? Koszt przedłużenia usługi. W jakich strojach członkowie zespołu występują na weselu? Czy w zespole muzycznym występuje wodzirej / konferansjer? Czy zespół posiada wokalistkę? Czy orkiestra biesiaduje pomiędzy stołami? Czy zespół gra w trakcie wychodzenia z domu Panny Młodej? Kto odpowiada za kwestie finansową związaną z dojazdem zespołu do Sali weselnej oraz ewentualnym noclegiem? Czy cena obowiązuje za jedną noc grania, czy dotyczy również grania w poprawiny? Jaki jest czas grania w poprawiny? Co należy zapewnić zespołowi na weselu? reklama Dzisiaj w ramach naszej współpracy z Dagmarą, freakiem planowania, dowiecie się, jak planować swoją pracę. Dagmara pracuje w dwóch zawodach, łączy to z wychowywaniem dziecka i pisaniem artykułów dla nas. Zobaczcie jej patenty – bo kilka może się przydać, nawet jeśli Wasza sytuacja zawodowa jest zupełnie inna! Dagmara UhlTen artykuł jest pierwszym z kilku, w których będę opisywać organizację mojej pracy zawodowej. W jednym z pewnością nie udałoby się tego wszystkiego zgromadzić, więc dziś tytułem wprowadzenia opowiem, jak planuję działania, wykonując… dwa zawody jednocześnie. Ale o tym za moment. Na początku chciałabym podkreślić, że żaden z tych zawodów nie jest moim wyuczonym na studiach czy w szkole. O ile więc wiedzę merytoryczną zdobywałam, czytając publikacje profesjonalistów i przede wszystkim praktykując, o tyle, kiedy zaczynałam już działalność z prawdziwymi klientami, proces i organizację wypracowałam sobie sama. Warto też w tym momencie zaznaczyć, że od samego początku moja droga zawodowa nie miała nic wspólnego z tym, co robię teraz. Nigdy nie planowałam, że będę pracować jako grafik czy fotograf. Jeszcze pisząc maturę, byłam przekonana, że zostanę prawnikiem. W liceum pracowałam dorywczo w Instytucie Teatralnym i bardzo podobało mi się wszystko, co się tam działo. Wtedy gdzieś tam w głowie świtało mi, że może jestem artystyczną duszą, więc dorzuciłam sobie historię sztuki na maturze. Ale kiedy kilka minut przed egzaminem zgubiłam dowód osobisty i ledwo zostałam wpuszczona do sali, a później zdałam z wynikiem, którym nie będę się chwalić, stwierdziłam, że zostanę przy prawie… do czasu pewnej dyskusji. Ktoś mimochodem rzucił w moją stronę, żebym się nie wypowiadała na temat szkół artystycznych, skoro nie mam o tym pojęcia i w życiu bym się do żadnej nie dostała. A że jestem osobą, która bardzo nie lubi, gdy ktoś twierdzi, że nie dam rady czegoś zrobić, najdłuższe wakacje w życiu poświęciłam na naukę do egzaminów wstępnych do Łódzkiej Szkoły Filmowej. Kilka produkcji i festiwalów filmowych później zostałam mamą, która czuła, że chce być z dzieckiem w domu jak najdłużej, a jednocześnie nie mogła żyć bez pracy zawodowej. I nawet tutaj te dwa kierunki nie były moim pomysłem czy planem. Pierwsze rodzinne sesje zdjęciowe wykonywałam po prostu dla znajomych, którzy zobaczyli fotografie, jakie robiłam swojemu dziecku. Potem były chrzty, śluby… I równolegle z tym praca graficzna, która zaczęła się od jednego małego sklepu na amerykańskiej platformie. Cały ten wstęp jest potrzebny, abyście zrozumieli, czym się obecnie dokładnie zajmuję, i mieli świadomość, że podział mojej pracy wcale nie jest taki oczywisty, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że nie da się tych dwóch torów całkiem rozgraniczyć. Mimo że wykonuję dwa odrębne zawody, to mój system organizacyjny wygląda trochę inaczej. Nie dzielę wszystkiego na grafikę oraz fotografię. Dlaczego? Ponieważ mam klientów, dla których wykonuję zlecenia z obu tych obszarów i taki podział byłby bez sensu. Z tego powodu wyjaśniam, że moje dwa tryby pracy to nie praca graficzna i praca fotograficzna, ale praca dla klientów indywidualnych i dla firm. Ten system zdecydowanie lepiej mi się sprawdza. Oba te obszary działają pod moim imieniem i nazwiskiem. Nie ma osobnych marek. Jest jedna nazwa, jeden mail, jedno konto na Instagramie (gdzie portfolio miesza się z moim życiem osobistym), jeden numer telefonu i jak na razie jedna ja :). I tak pod dwoma obszarami kryją się: PRACA DLA KLIENTÓW INDYWIDUALNYCH sesje zdjęciowe dziecięce, sesje rodzinne, chrzty, śluby i wesela, sesje wizerunkowe. PRACA DLA FIRM: projektowanie graficzne/branding, fotografia produktowa, prowadzenie kanałów social media, sklep* *słowo wyjaśnienia: sklepem nazywam zagraniczną platformę, za pośrednictwem której sprzedaję projekty graficzne, presety fotograficzne, zdjęcia stockowe czy ilustracje. Założyłam ją, kiedy zaczynały powstawać moje pierwsze projekty graficzne, a nie miałam jeszcze tylu klientów, żeby wypełnić sobie cały miesiąc pracą dla nich. W większości jest to dla mnie tzw. przychód pasywny, jednak faktycznie od czasu do czasu, kiedy pozamykam inne projekty, lubię tworzyć coś nowego na sprzedaż i wiedzieć, że przez kilka miesięcy będzie to na mnie pracować. Szczególnie intensywnie robię to w kilku gorących okresach w roku i mogę już zdradzić, że pojawi się artykuł również na ten temat. Wracając do organizacji czasu. Planowanie zaczynam od rozłożenia wielkiego kalendarza rocznego i rozpisania tego, co mniej więcej będzie się działo. Możecie to zobaczyć na zdjęciach poniżej. Zaznaczam sobie „z grubsza” gorące okresy (nazywane tak z różnych względów). Na przykład okres wakacyjny to czas sesji ślubnych – wtedy jest pora na najpiękniejsze sesje plenerowe. Wiem również, że jesień to najgorętszy czas w biznesach moich klientów. Jeśli pracuję z kimś od dłuższego czasu, jestem w stanie sama przewidzieć, kiedy pojawi się więcej zleceń „na już”, bo np. zbliżają się targi, na które potrzebne będą materiały reklamowe. Rozumiecie? Rozpisując plan roczny, bardzo ogólnie staramy się przewidzieć, co, kiedy i jak NAJPRAWDOPODOBNIEJ się wydarzy. To oczywiste, że nie wiadomo, ilu nowych klientów będziemy mieć i z jakimi zleceniami. Ale bazujemy na tym, co wiemy. Zaznaczam też wszystkie najważniejsze święta i wcale nie po to, żeby wiedzieć, kiedy odpocznę ;). Są bowiem okresy w roku, kiedy powstają dodatkowe sprzedażowe materiały promocyjne. Tak rozpisany kalendarz roczny jest przez cały rok moją bazą do planowania działań, abym mogła uniknąć nałożenia się na siebie trzech bardzo pilnych spraw. Z czasem, kiedy pojawiają się konkretne daty i deadline’y czy rezerwacje sesji fotograficznych, wszystko na niego nanoszę. PS Zainspirowana Kasią z worqshop tym razem zaplanuję również czas na odpoczynek. Nigdy wcześniej tego nie robiłam! Drugim miejscem, gdzie rozpisuje już konkretne plany i zadania z obu obszarów, jest lista tygodniowa. Kartkę z planem tygodniowym mam zawsze na biurku, ponieważ jeśli dostanę telefon czy maila z pytaniem o to, czy dałoby się coś jeszcze na szybko poprawić/dorobić lub o wolny termin, to nie odpowiem na podstawie samego rozpisanego projektu. Patrząc jednak na konkretną listę zadań na ten tydzień, wiem, na co mogę sobie pozwolić. Tutaj zadania podkreślam kolorem (z rozróżnieniem na dwa obszary), a gdy otwartych projektów jest więcej, to każdy z nich dostaje swój kolor. I to by było na tyle, jeśli chodzi o miejsca, gdzie zadania czy plany z obu obszarów nie są rozdzielane. Mam mocno rozgraniczony podział plików i folderów w komputerze. Bardzo pilnuję tego, aby nie zapisywać nigdy nawet roboczych plików na szybko na pulpicie czy zostawiać w folderze „Pobrane”. Również wszystkie zdania i pracę dla klientów mam osobno rozpisane w Asanie. I tylko zadania do zrobienia na dziś pojawiają mi się jednym miejscu. Mam nawet dwa dyski zewnętrzne, aby kopie zapasowe plików były rozdzielone tak samo jak w komputerze. To nie tylko kwestia organizacji, ale również ułatwienia sobie życia: kiedy idę pracować z laptopem poza domem, biorę tylko dysk zawierający pliki, którymi będę się zajmować. I w końcu dwa osobne segregatory. Jeszcze do niedawna były to zeszyty czy planery (bo każde planowanie i rozpisywanie projektów zaczynam od kartki i długopisu), ale przy okazji tej współpracy postanowiłam przerzucić się na segregatory i nigdy już nie wrócę w tej kwestii do notatników! Na zdjęciach poniżej pokazuję Wam, jak to wygląda. Segregator to miejsce, gdzie mam TYLKO aktualne, otwarte projekty podzielone na klientów z rozpisanym postępem i czasem, jaki poświęcam na pracę. Tu notuję wszystko, co ustalam z klientami przez telefon. Drukuję i wpinam tu pliki, które powstają w międzyczasie, albo np. spisuję wizję rodziców co do sesji zdjęciowej ich dziecka, na którą się dopiero umawiamy. A kiedy dany projekt zostaje zamknięty, cały plik kartek wpinam do segregatora „ARCHIWUM”, gdzie czeka na dodanie do portfolio. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile danych już jest gotowych i jak mocno to ułatwia pracę w przypadku, gdy znów przyjdzie mi współpracować z tym samym klientem! Bardzo polecam system organizacji pracy z segregatorami! Jeśli ktoś czuje niedosyt po przeczytaniu tego artykułu i chciałby więcej konkretnych rozwiązań (a mam nadzieję, że tak jest), to uspakajam i przypominam, że jest to pierwszy z serii artykułów na ten temat. Dobijam właśnie do 7 tysięcy znaków i dłuższego nikt by nie przeczytał ;). W kolejnych pokażę i opowiem o tym, jak organizuję pracę jako fotograf, jak planuję projekty graficzne na cały rok i jak ten roczny plan później realizuję. W obu tych artykułach zaprezentuję, jakie to całe planowanie i rozpisywanie ma przełożenie na najmniejsze, codzienne listy „to do”. (No chyba że w komentarzach pod tym artykułem okaże się, że nikogo to nie interesuje, to wtedy napiszę o tym, jak zorganizowałam imprezę, która się nie odbyła ;)). Na koniec chciałam jeszcze dodać jedno zdanie. Taka praca na dwa fronty jest momentami uciążliwa. Znaczące różnice są nawet w rozliczeniach. Trudno jest cokolwiek zautomatyzować i chwilami można się poczuć przytłoczonym, ale mam wrażenie, że to może się przydarzyć każdemu w każdej pracy. Ja teraz nie chciałabym rezygnować z żadnej z tych działalności, ponieważ obie lubię i taka różnorodność nigdy nie pozwala mi się nudzić. A jednocześnie jakiś czas temu doszło mi jeszcze jedno zajęcie, jakim jest pisanie tych artykułów. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale postawiłam sobie wyzwanie i wzięłam udział w rekrutacji. Jeśli Wam i #gangowiPSC podobają się moje treści, to mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej. O tym, jak powstają teksty na blog Pani Swojego Czasu, być może opowiem w odrębnym artykule!

napisz pracę na temat wesele czyli dwa w jednym